czwartek, 28 marca 2013

sen

Rodzice wioza mnie do sanatorium w dalekim kraju. Po drodze klócimy sie. O wszystko. O polityke, religie, ekologie, wybory zyciowe. Sanatorium prowadza prawoslawne zakonnice. Jesteśmy na ogromnym blokowisku. Slysze śpiew bulgarskich chórów ludowych. Wioza mnie na wózku inwalidzkim. Matka kaze mi sie przezegnać. Chce wstać z wózka, ale nie umiem. Czolgam sie po podlodze. Jedna z zakonnic przynosi mi jakiś dokument do podpisania, chyba coś w rodzaju protokolu przyjecia do placówki. Nie rozumiem go, jest napisany glagolica. Chce mi sie wymiotować, nagle zauwazam, ze mam w przelyku kawalki papieru. Wyciagam je z siebie. Wielkie, twarde kawalki papieru.

...

Pozwolilam sie okraść w sklepie wielobranzowym. Pozwolilam sobie mówić o ksiazce, która widzialam co najwyzej z daleka. Pozwolilam sobie glośno śpiewać na przystanku tramwajowym. Wyrzucilam rachunek za sto torebek herbaty, które kupilam dla kogo innego. Czytalam prawo o szkolnictwie wyzszym. Prawo o szkolnictwie. Rozklad jazdy. Papieskie kazanie. Wygladalam z okna. Lezalam krzyzem w biurze samorzadu studentów. Bezsensowny raport z bezsensownych czynności. Ladnie ci, ale jesteś zupelnie zielona.

poniedziałek, 25 marca 2013

piątek, 22 marca 2013

...

- Mlody, nie rozumiem...
- Z tego, co mówilaś, nie mam wrazenia, ze nie rozumiesz.
- Tylko potrafie to wytlumaczyć. To jest róznica.

...

Okazale milczeć. Monumentalnie cierpieć. Jak śmieszne sa te gesty, jak zalosna ta teatralność przezywania. A przeciez tak naprawde chodzi tylko o dziecinne zdziwienie banalnym faktem potencjalu ludzkiego okrucieństwa (jak wiadomo, najbardziej okrutni potrafia być ludzie bliscy i ci z gruntu dobrzy). Zdziwienie tym, ze ktoś moze coś takiego wyrzadzić mnie. Ze ten potencjal poznaje, mimo ze zupelnie sobie na to nie zasluzylam. (o, juz babrze sie w tych swoich ranach, juz ropa naciekam, rozmazuje te mentalna krew i osocze, paznokciami przebijam tkanki, opuszka szukam miejsca, gdzie boli najbardziej)

Jestem zlym, malym, zalosnym czlowiekiem. Potrafie tylko pieknie formulować i śnić o wielkich czynach, o wielkoduszności. Pragnać jej, a w tym samym czasie slyszeć gdzieś daleko, w sobie, "barbarzyński okrzyk trwogi". Nawet nie wścieklość, nie gniew, nie oburzenie. Tylko ten wstretny, maly lek. Lek, na którym sama nie moge w niczym polegać. Który topie w slowach, tragikomicznych maskach, w tej ohydnej performatywności, co staje sie pretekstem, abym myślala o sobie jako o kimś lepszym niz w rzeczywistości jestem.
Potrafie pisać o pragnieniu wielkiego fizycznego bólu i dziekować zań, kiedy przyjdzie. Niczego mnie nie nauczyl nawet ten ból.

W środku nocy wykrecić numer do Mlodego. Lezeć na cudzym lózku. Zasypiajac powtarzać tylko "nie rozumiem". (Zdradzi nas wszechświat, astronomia, rachunek gwiazd i madrość traw.)
- Alkohol nie jest rozwiazaniem. Idź lepiej do tego swojego kościola.
- Juz bylam, Mlody....
- I co tam mówili?
- Ze trzeba wybaczać.



(Przy tym wszystkim, co stracilam w ostatnim roku, zostali mi tylko oni - Mlody i G.... Boje sie wymówić myśl, ze mogloby nie być równiez ich. Nie wiem, ile jestem w stanie przezyć. Myśle, ze tego bym nie przezyla.)

wtorek, 19 marca 2013

...

"Con discrezione, con umiltà, nel silenzio, ma con una presenza constante e una fedeltà totale, anche quando non comprende. (...) Nella constante attenzione a Dio, aperto ai suoi segni, disponibile al suo progetto, non tanto al proprio. (...) Nella seconda Lettura, san Paolo parla di Abramo, il quale ´credette, saldo nella speranza contro ogni speranza´ (Rm 4, 18). Saldo nella speranza, contro ogni speranza! Anche oggi davanti a tanti tratti di cielo grigio, abbiamo bisogno di vedere la luce della speranza e di dare noi stessi speranza. Custodire il creato, ogni uomo ed ogni donna, con uno sguardo di tenerezza e amore, è aprire l´orizzonte della speranza, è aprire uno squarcio di luce in mezzo a tante nubi, è portare il calore della speranza!"

Non dobbiamo avere paura della bontà, anzi neanche della tenerezza!